Odcinek 42
(136)- Frank jest zadowolony z
postępów działań Harry’ego i chce wdrążyć dalszą część planu w życie.
Współlokator nie bardzo chce się zgodzić, bo zaczął dostrzegać, że Dorin to
atrakcyjna kobieta. Przychodzi John. Wie, że utrata pamięci Kena to wina
Dealey’a, bo to on uderzył jego syna w głowę. On wszystkiemu zaprzecza i nalega
by bronił go Harry. Ferguson wszelakimi sposobami broni samego siebie. Dealey
by udowodnić swoją niewinność udaje martwego. Ostatecznie John wierzy wersji
Franka.
George i Billy przepraszają ojca za numer z probówką
sami stwierdzają, że był to głupi pomysł. Synowie boją się, że Jonathan jest
zły na nich i na Maggie. Tłumaczą, że ojcu potrzebny jest wnuk stworzony „po
Bożemu”. Jonathan nie jest jednak specjalnie zły. Ostatecznie mówi, że nie da
się już w to wmanewrować. Billy proponuje powrót do starej umowy majątkowej.
Dla Maggie nie jest problemem by przyprowacić kobiety wnukom. Oni błagają
babcię by przyszłe kochanki były od niej dużo młodsze. Owens przystaje na
warunki rodziny. Przychodzi Dreyfus. Okazuje się, że Michaelek nie potłukł się.
Jonathan znów daje się wciągać, synowie próbują temu przeciwdziałać. Lekarz
jest pewny, że w probówce jest wnuk Jonathana, gdyż słuchał on wcześniej muzyki
pop (w tym momencie Dreyfus przechyla naczynie i dziecko się wylewa xD). George
i Billy mają dosyć, ale doktor twierdzi, że wystarczy poczekać na Michealka.
Jonathan podejmuje decyzję. Dreyfus ma tydzień na wyhodowanie dziecka, zaś jego
synowie 9 miesięcy. Lekarz wie, że ma małe szanse.
(teraz słynna scena miłosna między Dorin, a Harrym)
Dorin mówi Harry’emu, że jest rozczarowana postawą Kena. Wobec tego jej
zdaniem, należy tylko do Fergusona. On jest zachwycony, gdyż Dorin namawia go
do seksu. Jednocześnie pokazuje po sobie, że nie do końca jest gotowy i serce
nie pozwala mu na konsumpcję. Dorin próbuje go sprytnie kusić (wtedy on
odsłania część marynarki, co ma nakłonić Dorin do pewnego rodzaju seksu, Aśka
płacze ze śmiechu). Harry rozbiera się do majtek. Ukochana potrzebuje jednak
romantyzmu. Dlatego też Harry układa dla niej niesamowity wiersz o miłości.
Harriet wypytuje Johna skąd wrócił. Podejrzewa, że
był w Wietnamie, widząc kartkę z lotniska z napisem Sajgon. Domaga się prawdy,
czy pojechał po złoto. Pojawia się Ken. Jest zazdrosny widząc swój nowy obiekt
westchnień w ramionach ojca. John musi się tłumaczyć, że byli kiedyś parą.
Ken cały czas jest sfrustrowany. Niczego prawie nie
pamięta. Ojciec pokazuje mu jednak, że czasem ma to pozytywne skutki. Dodaje,
że narozrabiał. Stracił majątek, a przy trybie życia, jaki prowadzi z synem,
reszta na długo nie wystarczy. Ken jest przerażony. John na szczęście napisał
podanie do opieki społecznej xD. Przychodzi pani z tegoż ośrodka. Ken zaczyna
już na wstępie się do niej zalecać. Kobieta od razu zauważa, że syn Johna jest
ubrany elegancko, w przeciwieństwie do ojca. John opowiada, że stracił majątek
inwestując w PKP (tu Bałtroczyk pokazał, co sądzi o opiecie społecznej i
dawaniu na nią składek, wielki szacuj od publiki). Opieka wypytuje Kena ile
zapłacil za krawat i sugeruje, że warto korzystać z lumpeksów. Wpadają Warren i
Dorin. Córka Jonathana twierdzi, że opieka społeczna nie przeprowadza ważnego
wywiadu. Ściska trzymane w ręku mandarynki, a Ken nazywa ją sokowirówką. Dorin
jest wściekła, że John i dawny narzeczony biorą pieniądze z opieki zamiast
wziąć od niej samej. Kiedy pani z opieki dowaduje się, że John ma kasę, kopie
go w tyłek (Bałtroczyk trafnie podsumowuje ZUS). Warren znów wyznaje miłość
Dorin.
Cytaty:
-Ta Dorin fajna jest. (Harry)
-Dorin fajna? (Frank)
-No. Wiem trochę niska, ale taka jest fajna. Z tej
strony się zajedzie, tu z góry się tego wiesz. (Harry)
-Dla mnie jak niska, to wiadomo, że fajna! (Frank)
McPherson siada na Dealey’u i komentarz Franka:
McPherson to nie Wietnam, złaź!
-Broń się, broń się. (Harry)
-Broń mnie, broń mnie, broń mnie. (Frank)
-Bronię się, bronię się. (Harry)
-Mój znajomy pracował w zoo, też trzaskał krzyżówki i
zrobił myszowoła. (George)
-Myszołowa?! (Billy)
-Ja im przyprowadzę kobiety. (Maggie o wnukach)
(…)
-Babciu tylko nie jakaś koleżanka tylko jakaś
taka…(George)
-Raczej wnuczka koleżanki. (Billy)
-Nie przesadzaj prawnuczkę weźmy. (George)
-O czym pan wtedy myśli? Może o naszym Michealku?
(Dreyfus)
-Jak to naszym? Pan troszkę się chyba zagalopował
…(Jonathan)
-Jakbym się zagalopował to byłby też mój. (Dreyfus)
Dziecko się panu wylało! (Billy do doktora, który
przechylił probówkę)
-Zawsze jak coś nawali to człowiek. (Dreyfus)
-Albo krowa! (George)
-To ja mam małe szanse. Jeden do dziewięciu, ich jest
trzech, trzy razy dziewięć- dwadzieścia siedem... (Dreyfus o Maggie i jej
wnukach)
-Jak to ich jest trzech? Co pan o mojej matce mówi?
(Jonathan)
-O boże myślałem, że to chłopiec! (Dreyfus)
-Ja uważam, że nie ma już żadnych szans dla mnie i
dla Kena. Dlatego spokojnie bierz. (Dorin do Harry’ego)
Dorin kładzie ręce Harry’ego na swoich biodrach i
mówi:
Te biodra… możesz rozszarpać!
-Kim jest ta kobieta? Jestem o nią zazdrosna przecież
Harry…(Dorin pokazuje tatuaż Michała)
-Wywróciłem się na gazetę, mokra była, odkleiła
się…(Harry)
Kochajmy się! Proszę bardzo kochajmy się. Teraz tu
tak? Wchodzę w to! (Harry do Dorin)
-Ty tak mnie kochasz, ty się rozbierasz? A ty wiesz,
co to jest gra wstępna? A wiesz co to znaczy złapać kobietę za rękę? Pocałować
jej paluszek jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty ty nie wiesz, co to
znaczy? (Dorin)
-Gdzie ty masz sześć palców? (Harry)
Odrobina, która wbiła się w to oto gumoleum, tkwi,
jak drobina alkoholu przesączana przez dyktę, kapiąc wprost do kielicha
wypełnionego miłością, lecz nie wypiją go…rozlewam…rozlewam i podpalam…
płomienie, które unoszą się ku niebu wyślą moje myśli! (Wiersz Harry’ego dla
Dorin)
-Tutaj wyraźnie widać, że odprawę miałeś w Sajgonie.
(Harriet)
-A nie to kartka taka z napisem Sajgon jest. Nie to z
lotniska myślisz? (John)
-No przecież to jest kartka z lotniska wyraźnie
widzę. Lotnisko Collecione Marks&Spencer. (Harriet, firma odzieżowa i
akcesoriów)
-Ja znałem Harriet dużo wcześniej. To nie ma nic w
tym złego to taka sztafeta pokoleń. (John)
-Teraz są takie czasy. (Harriet)
-Przepraszam. (Ken)
-Ja znałem Harriet ty znałeś Harriet. (John)
-Ja jestem francuskim łącznikiem. (Harriet)
(…)
-Jak ja nagle do jakiejś Francji zostałem włączony? O
co tu chodzi? Tato? (Ken)
-Czechy, Polska, Francja, Europa…(Harriet, po ruchach
warg widać Jezus Maria, co ja mówię)
-Dziewczyna nie mydełko się nie wymydla. (John)
-Niby się nie wymydla, ale może się wytrzeć no ja nie
wiem. (Ken)
-Pani mi nawet nie zaproponował kawy. Aaa, bo może
państwo nie macie kawy bieda właśnie. (Opieka społeczna)
-Bo akurat kawy nie mamy. Bieda jest proszę pani.
Wódki chce może pani? (John)
-Zainwestowałem nie w te akcje. (John)
-A w jakie akcje pan zainwestował? (Opieka społeczna)
-Polskie Koleje Państwowe! (John)
-Wy chcecie naszych pieniędzy? (…) (Opieka społeczna)
-Proszę Pani, my nie chcemy Waszych pieniędzy, my
chcemy naszych pieniędzy, które wpłacaliśmy w postaci składek na wasze pieprzone
fundusze. To są nasze pieniądze, które się nam należą jak psom zupa. Czy tak?
(John do widzów)
-Tak! (Publika)
-Słyszy pani głos ludu? Zza okien? (John)
Pani wywiad? Pani pije wódkę proszę pani! (Dorin do
Opieki społecznej)
Ona się zamieniła w sokowirówkę! (Ken do reszty o
Dorin, która upuściła sok z mandarynek)
Taka jest opieka społeczna! Pieprzyć ZUS, pieprzyć
ZUS, pieprzyć ZUS! (John do publiki, która jest niezwykle uradowana)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz