Odcinek 3
(80)- Dealey i Jonathan przychodzą
do Johna, leżącego w szpitalu. McPherson nie jest zadowolony z tych odwiedzin.
Jonathan udaje, że przyszedł, aby się dowiedzieć o stan zdrowia dawnego kolegi przybywającego,
co ciekawe po postrzale na reumatologii. Panowie ciągną wątek podkolanówek Jonathana.
Owens wypytuje Johna o datę 7-ego listopada w Wietnamie. Ten jednak nie bardzo kojarzy
to wydarzenie. Przypomina sobie sytuację, gdy razem siedzieli w barze z Wietnamkami
(tutaj Bałtroczyka w ogóle nie było słychać i przyszła Marylka poprawić mu
mikrofon) Frank wyjmuje pistolet i nakłania Jonathana do morderstwa. Dorin
widząc pistolet w rękach ojca i uznając tatę za zabójcę, postanawia opuścić dom
rodzinny. Warren zastanawia się, co Dorin robi z walizką. Ona odpowiada, że
ucieka z domu przez zachowanie ojca. W Wietnamie zajmował się kobietami zamiast
walczyć, teraz morduje zamiast spotykać się z kobietami. Warren jest w szoku na
wieść, że Jonathan próbował zabić dawnego przyjaciela. Namawia ją by została,
ona jednak go nie słucha. Według Johnsona być może Jonathan zabłądził, ale ma
przecież rodzinę, której nie chce stracić. Dorin wyjeżdża…
Billy
telefonicznie informuje ojca, że jego córka opuściła rodzinne gniazdko.
Jonathan orientując się, jaką wzięła walizkę jest pewny, że musi być gdzieś
niedaleko. Jest bardzo smutny, mimo wszystko. Przychodzi Dealey. Jonathan
oskarża go o rozpad rodziny i żałuje, że wcześniej się go nie pozbył. Nie chce
wspominać przyjaźni z Wietnamu, która dawno się skończyła. Zdenerwowany, chodzi
w kółko. Frank wraca do czasów studiów i pyta, no kogo Owens będzie głosował w
wyborach (akurat w tym roku o fotel prezydenta w USA starali się Obama i Hilary
Clinton) Jednak w momencie głosowania Jonathan nadal będzie w szpitalu i nie
musi się martwić o tę sprawę.
Owens rozmawia w parku z Kenem. Uważa, że tylko on
może sprowadzić jego córkę do domu. Ken mówi jakim dla niego Dorin jest
skarbem. Jonathan wspomina Dorin jako małe dziecko. Heighly sądzi, że nie może
wpływać na ukochaną w taki sposób. Dodaje, że kiedyś Owens miał go zatrudnić w
swojej firmie. Sam poświęcił się odrzucając ofertę Dealey’a. Jeśli będzie
zatrudniony w Owens Corporation zarobi na tzw. bazę ekonomiczną, co może skłonić
Dorin do powrotu. Owens zastanawia się, co Ken potrafi robić. Ken proponuje
zarządzanie. Dołącza do nich Warren. Ken tłumaczy, na czym polega problem.
Johnson uważa, że Ken może nudzić się przy Dorin nie mając pracy. Heighly ma
dużo pomysłów na biznes. Owens proponuje założenie firmy transportowej…
Cytaty:
Lata minęły, a poznaję was
po zapachu. (John do Jonathana i Franka)
-Frank, a czy tobie nie
przeszkadza to, że palisz zafoliowane cygaro?- (John do Franka)
-Skoro tobie nie
przeszkadza, że w butach leżysz w łóżku szpitalnym…(Jonathan do Johna)
-Jonathan zaraz, co ty
masz na nogach? Wyżej. (Frank)
-To się nazywa
antygwałtki- (John o podkolanówkach Jonathana).
Co to za oddział, że go
nie słychać? (Frank do Jonathana o Johnie i jego problemie z mikrofonem)
Nie będę mieszkała pod
jednym dachem z człowiekiem, który... Jechał najpierw do Wietnamu i zamiast tam
walczyć, zabijać, mordować, to się zajmował kobietami, a potem przyjechał i
zamiast zajmować się kobietami, to teraz chce mordować!- (Dorin do Warrena o
powodzie ucieczki)
-Piękne rękawiczki. Nie
bierz ich ze sobą. Nie bierz się ze sobą w rękawiczkach tam… Zostań tu! (porada
Warrena)
- Czemu Warren? Daj mi
jakiś argument… no ciekawe! (Dorin)
-Mężczyźni w życiu
chodzą jak na szachach. Raz są laufrem, który skacze w prawo, raz są wieżą, którą
robią roszady z królem. Ale tu, gdy osiadł i ma rodzinę, ty i twoich dwóch
fanastycznych braci… może jakieś dobre się w nim pozamieniało w dobro jeszcze
większe…(Warren)
-Nie Warren! Nie, nie,
nie będę się pakować... (muzyka) naczy co koniec? (Dorin)
-Widzisz? (Jonathan do
Franka po telefonicznej rozmowie z synem)
-Tak widzę, wszystko
widzę. Widzę, co rozmawiasz przez telefon. (Frank)
-Jonathan… Pamiętasz? (Frank)
-Nie przypominaj mi Wietnamu…(Jonathan)
-Jonathan, kiedyś na
studiach…(Frank)
- Na jakich studiach, Frank nie
rozśmieszaj mnie, mechanik pokładowy, czołgowy studia…Oooo panie inżynierze, takkkk!(Jonathan).
Bo szczęście nie polega na ty, żeby mieć
króliczka, tylko, żeby gonić go…(Ken do Jonathana)
-A co ty potrafisz robić? (Jonathan)
(…)
-Świetnie mnie wywieźli w bagażniku z
Czech kiedyś. (Ken)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz