niedziela, 15 września 2013




SPADKOBIERCY, CZYLI WSZYSTKO, CO CHCIELIBYŚCIE WIEDZIEĆ, ALE BALIŚCIE SIĘ ZAPYTAĆ”

WSTĘP

Nie jestem osobą publiczną i znaną. Nie piszę tej książki by stała się ona dziełem literackim na miarę Nobla. Jestem osobą, która chce z punktu widzenia obserwatora i fanki serialu opisać, na czym polega jego fenomen, czemu sprawia on tyle radości i o tym, że moim marzeniem jest to by ten serial nigdy się nie skończył, choć z drugiej strony ciekawa jestem, kto ostatecznie spadek dostanie. Podkreślam, że większość tekstu ma charakter obiektywny, ale moje własne opinie również wykorzystałam.
Myślę, że spokojnie mogę nazwać siebie „kopalnią wiedzy” o programie, mimo że nie oglądałam go od początku (mam tyle lat, co serial). Widziałam wszystkie dostępne odcinki, galerie i przeczytałam niezliczoną ilość komentarzy od innych fanów oraz wywiady po to, aby jeszcze dowiedzieć się jeszcze więcej o serialu. Czy jestem uzależniona? Niewątpliwie tak, ale to jest „piękne uzależnienie” takie, które nie szkodzi (no może oczom xd), a powoduje radość i daje nadzieję, że czasem polskie naprawdę znaczy dobre! Spadkobiercy to dowód na to, że może być śmiesznie, a nie musi być chamsko i prostacko, że istnieją ludzie o wielkim poczuciu humoru i dystansie do siebie, potrafią to wykorzystać by rozbawić widzów, ale i swoich kolegów z planu.
Jednak zaobserwowałam jeszcze jedną zaletę Spadkobierców, mianowicie zaczęłam żywo interesować się polskim kabaretem i satyrą. Przed serialem znałam tylko Kabaret Moralnego Niepokoju, Ani Mru Mru i Piotra Bałtroczyka. Teraz dopiero odkrywam genialny kabaret Hrabi czy mistrzostwo Artura Andrusa. Zrozumiałam, jak ciężko jest bawić publiczność i żyć ciągle w rozjazdach. Być może, dlatego serial kręcony jest tak rzadko. Bardzo trudno jest zgrać terminy pasujące wszystkim artystom, ale paradoksalnie dzięki tym rzadkim realizacjom aktorzy jak sami twierdzą (podobnie widzowie zresztą) mogą zatęsknić za improwizacją i w ten sposób bardziej wszyscy doceniamy te spotkania. Sądzę, że cała ekipa musi się bardzo lubić. Gdyby tak nie było nie potrafiliby tak dobrze współgrać na scenie. Wszyscy zawsze zgodnie powtarzają, że sam reżyser przed nagraniem mówi im żeby nie starali się być śmieszni jak to powinno mieć miejsce w kabarecie. Najważniejszy jest rozwój akcji, śmiesznie wyjdzie przy okazji, ale z drugiej strony jasne jest, że to także istotny element Spadkobierców. Chodzi o wyjaśnienie różnicy między serialem, a tym, czym zajmują się, na co dzień.
Spadkobiercy to chyba jedyne takie przedsięwzięcie w Polsce, a być może i na świecie gdzie serial jest improwizowany, a zabawę ma publiczność, ale jednocześnie i sami występujący. Mam szczęście, że mieszkam w Warszawie i mogę oglądać serial, który powstaje właściwie na moich oczach. Spadkobiercy zwyciężyli w latach 2011 i 2012 w kategoriach Najlepszy telewizyjny program kabaretowy oraz Ulubiony serial komediowy. Takie wyróżnienia świadczą już o poziomie i klasie serialu.
Moje pierwsze spotkanie ze Spadkobiercami było dość przypadkowe. Pewnego dnia, był to rok 2009, włączyłam telewizor, a jak to zwykle bywa byłam pewna, że nie będzie nic ciekawego do obejrzenia. Zmieniając kanały trafiłam na program, który mnie zaintrygował. Śmiejący się ludzie i dwójka bawiących ich nieznanych mi zupełnie osób na scenie. Oto Dorin robi maseczkę Kenowi, (wtedy jeszcze nie wiedziałam jak się nazywają). Ich „ćwiczenia aerobikowe” i to, co tam wyprawiali, spowodowało u mnie okropne bóle brzucha. I tu pewnie wszystkim się wydaje, że od razu w internecie sprawdziłam, co to za program. Nic bardziej mylnego. Zajęłam się po zakończeniu czymś innym i zapomniałam zupełnie o sprawdzeniu programu, który tak mnie rozbawił. Dopiero w 2010 roku ponownie natknęłam się znowu przez przypadek (chyba los chciał żebym ponownie trafiła na Spadkobierców) akurat na Wojciecha Manna jako gościa. Myślałam, że umrę ze śmiechu:P Od tej pory zachwyciłam się Spadkobiercami i zaczęłam oglądać wszystkie odcinki. Mój zachwyt trwa do dzisiaj i wątpię, żeby się zakończył.

Praktycznie rzecz ujmując najbardziej interesują mnie odcinki telewizyjne gdzie występuje już stała obsada aktorska. Oczywiście, można znaleźć też zwolenników odcinków archiwalnych, tych z samego początku tworzenia się fabuły, ale ja śmiem stwierdzić, że zarówno te starsze jak i te nowsze dostarczają dużej dawki porządnej rozrywki.
Na festiwalach często obsada zmienia się np. role George’a i Billy’ego grają inne osoby. Zazwyczaj widownia, z tego, co się zorientowałam, nie lubi tych zmian, ale generalnie odcinki i tak są zabawne, bo są niejako dodatkowe. Rzadko, kiedy nawiązują do normalnej fabuły, powstają poboczne wątki, które zaczynają się i kończą w tych właśnie konkretnych odcinkach specjalnych.
Ponieważ Spadkobiercy powstali równe 20 lat temu przez serial przewinęła się spora liczba aktorów. Nie od zawsze program był nadawany w telewizji. Na początku realizowano go w klubie Gęba. Pomysł szybko trafił do odbiorców, serial stał się hitem, a od 95 odcinka możemy oglądać go w TV4. Nim trafił do tej konkretnej stacji, zawitał na antenie TVP, potem promował go w programie „Piotr Bałtroczyk przedstawia” w Polsacie sam odtwórca roli McPhersona, a prywatnie znany satyryk. Powtórki Spadkobierców można zobaczyć w Comedy Central i TV6.

Brak komentarzy: